VMware View 4 – Na celowniku Virtualfocus

0

Wielu ekspertów uważa, że rok 2010 będzie przełomowy dla wirtualizacji desktopów. Dlatego postanowiliśmy wziąć na celownik VMware View 4, rozwiązanie do wirtualizacji desktopów oferowane przez firmę VMware. Zdaniem producenta VMware View 4 ma wiele zalet, przede wszystkim umożliwia zmniejszenie wydatków związanych z zarządzaniem komputerami biurkowymi i ich eksploatacją.

Kiedy faktycznie opłaca się wirtualizacja desktopów? Jakie obawy przed tą technologią mają użytkownicy? Czy rozwiązanie oferowane przez VMware spełnia oczekiwania klientów? Postanowiliśmy przekonać się, co o ofercie VMware sądzą, z jednej strony potencjalni użytkownicy, a z drugiej przedstawiciele kanału partnerskiego – integratorzy. Przedstawiciele polskiego oddziału VMware znaleźli się na celowniku Polskiej Izby Ubezpieczeń, Webtel, COIG, Comarchu oraz Virtualfocus.



Uczestnicy debaty

Andrzej Kontkiewicz, Regional Presales Manager,
VMware

Tomasz Krajewski, Senior Technical Adviser, VMware



Jacek Bochenek, z-ca Dyrektora ds. Technicznych, Kierownik CPD, COIG S.A.



dr Stefan Szyszko, Dyrektor Działu Zarządzania Informacją Ubezpieczeniową, Polska Izba Ubezpieczeń



Grzegorz Kacprzak, Kierownik zespołu ds. administracji i zarządzania, Webtel Sp. z o.o.

Miłosz Brzozowski, Business Solution Manager, IT Infrastructure, Comarch







oraz
Rafał Janus, redaktor naczelny, Virtualfocus





Rafał Janus, Virtualfocus: Prognozy firm badawczych zapowiadały, że 2010 będzie rokiem wirtualizacji desktopów. Prognozy te znalazły potwierdzenie – VMware obserwuje bardzo duże zainteresowanie tą technologią. Co leży u podstaw tego zjawiska?

Andrzej Kontkiewicz, VMware: Wirtualizacja desktopów pozwala firmom rozwiązać kilka istotnych problemów. Gdy z jakiś przyczyn nie będzie możliwy dostęp do firmowych danych lub nastąpi ich utrata, z reguły proces przywracania trwa zbyt długo niż powinien. Kolejny problem to wymiana systemu operacyjnego, szczególnie aktualny obecnie po premierze Windows 7. Mając wirtualne desktopy, wystarczy stworzyć jeden obraz maszyny wirtualnej z Windows 7 i zastąpić nim dotychczasowy, główny obraz z Windows XP. Kolejnym problemem jest coraz większa mobilność pracowników, którzy ze swoimi notebookami często pracują w terenie. Dla działu IT to poważne wyzwanie, jak zarządzać tym sprzętem, np. aktualizować oprogramowanie. Reakcja na jakiekolwiek zdarzenia związane z rozproszonymi komputerami jest trudna. Mówiąc o pomocy technicznej, skuteczność świadczenia jej przez telefon w dużej mierze zależy od poziomu umiejętności użytkownika końcowego, a ten jest bardzo różny. Dlatego taka zdalna pomoc zajmuje bardzo dużo czasu.

Przeniesienie obrazów desktopów do centrum przetwarzania danych sprawia, że punktem centralnym nie jest już komputer użytkownika, lecz sam użytkownik. Wraz z wirtualizacją desktopów znika sprzęt, a najważniejszy staje się użytkownik, otrzymujący zdalny dostęp praktycznie z dowolnego urządzenia do swojego zwirtualizowanego środowiska pracy. To daje użytkownikom większą swobodę pracy, a działowi IT pełną kontrolę.

Rafał Janus, Virtualfocus: Pomimo tych zalet wiele firm i organizacji uważa, że to rozwiązanie jest dla nich za drogie. Kiedy faktycznie opłaca się wirtualizować desktopy?

Andrzej Kontkiewicz, VMware: Myśląc o wydatkach na infrastrukturę IT, często bierze się pod uwagę tylko koszty zakupu nowego sprzętu. Tymczasem jest jeszcze druga grupa wydatków – koszty operacyjne, które wraz upływem czasu rosną i mogą być nawet 3 razy większe niż koszty zakupu sprzętu. Według szacunków naszych klientów VMware View obniża całkowite koszty posiadania o 50 %.

Wirtualizacja desktopów umożliwia ograniczenie kosztów operacyjnych w każdej wielkości firmie poprzez uproszczenie zadań związanych z zarządzaniem komputerami użytkowników. Dział IT ma mniej pracy ze świadczeniem pomocy technicznej, nowe maszyny wirtualne tworzy się bardzo szybko, aktualizuje się tylko jeden, główny obraz maszyny wirtualnej, łatwo tworzy się backup i odtwarza dane. Warto dodać, że wirtualizacja desktopów wydłuża czas eksploatacji sprzętu, ponieważ serwery, na których działają maszyny wirtualne, mają większą żywotność niż komputery i notebooki.

Poza tym licencjonowanie VMware View 4 jest bardzo korzystne, ponieważ jest uzależnione od liczby jednoczesnych użytkowników podłączonych do wirtualnych maszyn.

Grzegorz Kacprzak, Webtel: Moim zdaniem wdrożenie wirtualizacji desktopów opłaca się w przypadku budowy nowej infrastruktury IT. Firma która posiada już rozbudowaną infrastrukturę teleinformatyczną używa już w jakimś zakresie mechanizmów, które Vmware View agreguje w całość: przechowuje dane użytkowników na scentralizowanym, backupowanym zasobie dyskowym, wirtualizuje aplikacje i korzysta z mobilnych profili użytkowników. Zmniejsza to liczbę argumentów przemawiających za zwirtualizowaniem środowiska desktopów.

Jacek Bochenek, COIG: Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że jest to rozwiązanie dla każdej firmy. Tak samo, jak w przypadku wirtualizacji serwerów, to rozwiązanie zaczyna być opłacalne dopiero po przekroczeniu pewnego progu wielkości. Wtedy dopiero mają szansę zwrócić się koszty związane z wdrożeniem i utrzymaniem wirtualnych desktopów. Małym firmom może opłacać się korzystanie w przyszłości z komputera jako usługi, kiedy taka oferta pojawi się na rynku. Płacąc abonament miesięczny, małe przedsiębiorstwo oszczędza na kosztach wdrożenia i utrzymania.

Poza tym nie da się z dnia na dzień przejść w całej firmie na wirtualne desktopy i korzystać z terminali, lecz proces wymiany starego sprzętu trzeba prowadzić stopniowo. W większych firmach taki proces może trwać nawet kilka lat. W efekcie osiągnięcie pełnej skali korzyści wymaga czasu, natomiast już na samym początku wdrożenia trzeba ponieść znaczne wydatki.

Owszem, uważam, że jest to droga, którą firmy będą podążały, ale na razie jest to rozwiązanie dla większych firm czy dla firm takich, jak COIG, które świadczą usługi w zakresie outsourcingu IT. Poza tym na przeszkodzie szerokiemu udostępnieniu usług PCoIP stoi obecnie przepustowość. Są to sprawy związane nie tylko z przepustowością łączy, ale także wydajnością protokołu zdalnego dostępu. Należy też pamiętać o jednym bardzo ważnym, ale często pomijanym aspekcie – zmianie podejścia użytkowników, którzy mają opory przed korzystaniem z wirtualnych komputerów.

Tomasz Krajewski, VMware: Aby pokonać opory użytkowników, należy pokazać im korzyści płynące z nowego sposobu korzystania z komputera. W przypadku centralnego przechowywania danych na serwerach działy IT przekonywały użytkowników, że dzięki temu dane będą lepiej chronione, a administratorzy zatroszczą się o robienie kopii zapasowych i szybkie odzyskiwanie utraconych danych. Podobnie należy postąpić podczas migracji na wirtualne desktopy. Jak korzyści można pokazać możliwość szybkiego przywrócenia użytkownikowi jego stanowiska pracy, gdy urządzenie dostępowe ulegnie awarii czy zostanie skradzione.

Co do opłacalności wirtualizacji desktopów, uważam, że wielkość firmy nie jest jedynym decydującym czynnikiem. Ważne jest to, co się chce osiągnąć, np. dla firmy priorytetem może być stała dostępność stanowisk pracy i bezpieczeństwo, a mniej istotne kwestie finansowe.

Stefan Szyszko, PIU: Moje spostrzeżenia są bardziej ogólnej natury. Już dwa razy w historii IT widziałem podobne podejście. Pierwszy raz 30 lat temu, gdy za pomocą prostych terminali łączyło się z maszynami typu mainframe i minikomputer, na których przechowywane były dane. Drugi raz, w połowie lat dziewięćdziesiątych, gdy promowano koncepcję network computing, która zakończyła się zupełnym niepowodzeniem. Wydaje mi się, że warto bliżej przeanalizować przyczyny niepowodzenia tej koncepcji, która charakteryzuje się wieloma podobieństwami z wirtualizacją desktopów.

Tomasz Krajewski, VMware: Owszem, historia IT lubi zataczać koła, ale trzeba też zwrócić uwagę, że technologia idzie naprzód. Proszę zauważyć, jakie były 15 lat temu przepustowości łączy, a jakie są dzisiaj. Wtedy łącze 1 Mbit/s w domu to było coś niewyobrażalnego, dzisiaj jest to standard. To jedna z przyczyn, które zadecydowały o niepowodzeniu network computingu. Jednak dzisiaj nawet w Polsce, gdzie jesteśmy nieco w tyle za światową czołówką, można już myśleć o takich rozwiązaniach, jak wirtualizacja desktopów, a przepustowość łączy nie okaże się przeszkodą.

Andrzej Kontkiewicz, VMware: Klasyczne usługi terminalowe, z którymi mieliśmy do czynienia te kilkanaście lat wcześniej miały istotną wadę. Z pojedynczą aplikacją działającą na serwerze mogło się łączyć wielu użytkowników. Jeśli ta aplikacja przestała działać, żaden z użytkowników nie mógł z niej korzystać. W przypadku wirtualizacji desktopów każdy użytkownik ma swoją własną, niezależną maszynę.

Stefan Szyszko, PIU: Widzę jeszcze inny problem, który występuje notorycznie – jest to standaryzacja stanowisk pracy w kategoriach ich zapotrzebowania na narzędzia i usługi informatyczne. Z moich obserwacji wynika, że jedynie kilka procent firm może pochwalić się taką organizacją pracy, która operuje opisami stanowisk pracy w tych właśnie kategoriach. Dlatego bez trudu można sobie wyobrazić sytuację, w której korzyści z zarządzania wirtualnymi desktopami zostaną w dużym stopniu zniweczone przez konieczność obsługi użytkowników w organizacji, którzy będą mieli rozbieżne życzenia co do konfiguracji obsługi informatycznej ich stanowisk pracy. W efekcie może powstać konieczność kosztownej i pracochłonnej obsługi dużej liczby najróżniejszych wirtualnych desktopów, w dodatku zmiennych na przestrzeni czasu. Zarządzanie takim środowiskiem jest bardzo trudne i kosztowne, z wirtualizacją i bez, a zapobiec temu może tylko znormalizowanie obiegów informacji w przedsiębiorstwie i precyzyjne określenie zapotrzebowania na nią dla ograniczonej liczby standardowych stanowisk pracy. Powstaje też pytanie, w jakim stopniu wirtualizacja desktopów zaoferuje mechanizmy rygorystycznego kontrolowania poczynań użytkowników, mającego na celu egzekwowanie ustanowionych standardów.

Miłosz Brzozowski, Comarch: To samo możemy osiągnąć w kulturze korporacyjnej poprzez uruchomienie usługi katalogowej. Poza tym przejście na wirtualne desktopy, wiążące się z głęboką restrukturyzacją zasobów IT w firmie, jest dobrą okazją, żeby wprowadzić proceduralne rozwiązania dotyczące podziału użytkowników i nadawania im uprawnień.

Tomasz Krajewski, VMware: Ja też jestem zwolennikiem procedur, jednak IT zmierza w kierunku ich wyeliminowania. Procedury są najlepszym rozwiązaniem, ale pod warunkiem, że zostaną dobrze wdrożone, a to jest bardzo trudne zadanie. Dlatego łatwiej jest zastąpić procedurę technologią. Możemy proceduralnie określić obszar, po którym będzie poruszać się użytkownik, ale technologia wirtualizacji ułatwia nam życie, ponieważ centralizuje zarządzanie.

Niezależnie, jak szeroka paleta użytkownik jest firmie, zawsze znajdzie się jakiś wspólny obszar, który ich łączy, np. system operacyjny, przeglądarka internetowa, czytnik PDF’ów czy pakiet biurowy. Ponieważ wirtualne desktopy są automatycznie składane z kilku kawałków, dla wszystkich użytkowników możemy trzymać jedną kopię wspólnej części oraz różne warianty tej części, która jest unikalna. Ponadto wirtualizacja desktopów nie wyklucza korzystania z procedur, które zostały wdrożone już wcześniej.

Stefan Szyszko, PIU: Jest jeszcze jedna kwestia. Komputery PC zastąpiły w wielu miejscach serwery, ponieważ ceny np. używanych w nich pamięci masowych są duże niższe. Uzasadnienie ekonomiczne zmiany tego wieloletniego trendu delegowania mocy obliczeniowej i zasobów z serwerów na stacje robocze – w dodatku stale taniejące – może być trudne.

Miłosz Brzozowski, Comarch: Nie doszukiwałbym się oszczędności na zakupie urządzeń końcowych. Oszczędności pojawiają się przede wszystkim w funkcjonowaniu działu IT, np. możliwe będzie zrezygnowanie z zatrudniania pracowników IT w oddziałach firmy. Owszem, zastąpienie komputerów PC przez terminale też może przynieść pewne oszczędności, np. wydłuży się cykl wymiany sprzętu.

Andrzej Kontkiewicz, VMware: Wirtualizacja desktopów idzie w tę stronę, żeby zminimalizować koszty związane z desktopami i przenieść te zasoby do serwerowni. Urządzeniem dostępowym może być prosty terminal czy najtańszy komputer PC. W skrajnym przypadku może być to coś, co nie nazywa się już nawet cienkim klientem, a zero klientem. Takie urządzenie nie zawiera nawet systemu operacyjnego, a zminimalizowany system obsługujący wyłącznie operacje wejścia/wyjścia, który jest w stanie połączyć się zdalnie z maszyną wirtualną. Na rynku są już dostępne monitory z wbudowaną sprzętową obsługą protokołu PCoIP.

Jacek Bochenek, COIG: Proszę zwrócić uwagę, że zasoby pecetów często są wykorzystywane w niewielkim stopniu. Dyski o pojemności 1 TB nie są dzisiaj niczym nadzwyczajnym, ale który pracownik biurowy potrzebuje takiej przestrzeni dyskowej. Tymczasem serwery i macierze są wyposażone w różne mechanizmy, które pozwalają lepiej wykorzystać dostępne zasoby i zredukować ilość przechowywanych danych, np. poprzez deduplikację.

Rafał Janus, Virtualfocus: Co istotne z punktu widzenia oszczędności, ile wirtualnych maszyn można uruchomić na jednym serwerze?

Tomasz Krajewski, VMware: To zależy od kilku czynników. Trzeba wiedzieć, jakie zadania realizują użytkownicy, jakie serwery mamy do dyspozycji i jak wyskalowane, jakie będą stosowane mechanizmy wysokiej dostępności, które wymagają nadmiarowego sprzętu. Nasza dokumentacja zawiera referencyjne wartości dla różnych technologii procesorowych. W przypadku najnowszych procesów Intela i AMD udaje się uzyskać konsolidację na poziomie 8 maszyn wirtualnych na jeden rdzeń procesora. Jeśli chodzi o pamięć RAM, nasza platforma vSphere jest wyposażona w swego rodzaju mechanizm deduplikacji, który pozwala przechowywać powtarzające się fragmenty tylko raz w pamięci operacyjnej. W przypadku wirtualizacji desktopów daje on bardzo dobre rezultaty, ponieważ wiele stron pamięci jest identycznych dla wszystkich maszyn wirtualnych. To pozwala, przykładowo, na serwerze z 64 GB RAM uruchomić 80 maszyn wirtualnych mających przydzielone po 1 GB pamięci.

Kluczową kwestią jest też dobra macierz, ponieważ dane setek czy tysięcy użytkowników będą przechowywane centralnie. Zauważmy, że wirtualizacja desktopów odbywa się na większą skalę niż wirtualizacja serwerów.

Grzegorz Kacprzak, Webtel: Jak zachowa się środowisko VMware View w sytuacji obciążenia wirtualnych desktopów, przykładowo przez program antywirusowy uaktywniony przez epidemię, która zainfekowała wszystkie wirtualne desktopy?

Tomasz Krajewski, VMware: W naszej dokumencie mamy wskazówki, jak przygotować się na taką ewentualność. Podobny przypadek: pracownicy przychodzą rano do pracy i jednocześnie rozpoczynają uruchamianie swoich wirtualnych desktopów, a przypominam, że korzystamy z jednego obrazu. W takiej sytuacji warto rozważyć przechowywanie obrazów maszyn wirtualnych na dyskach SSD, które wprawdzie w przeliczeniu na pojemność są bardzo drogie, ale w przeliczeniu na liczbę operacji wejścia/wyjścia są rozwiązaniem najbardziej opłacalnym. Natomiast dane użytkowników można przechowywać na tanich dyskach SAS.

Andrzej Kontkiewicz, VMware: Na platformie wirtualizacyjnej można podejść do bezpieczeństwa inaczej niż w tradycyjnym środowisku. Oprogramowanie antywirusowe zamiast działać w każdej maszynie wirtualnej może zostać uruchomione w jednej instancji, ale niżej – na poziomie hypervisora. To pozwala skanować każdą komunikację sieciową przychodzącą do maszyn wirtualnych, a jednocześnie zmniejsza obciążenie serwera. Dostawcy takich rozwiązań chwalą się, że mogą one zastąpić antywirusa działającego w systemie operacyjnym maszyny wirtualnej.

Miłosz Brzozowski, Comarch: Dzięki wirtualizacji mamy pewność, że każda maszyna wirtualna ma aktualne definicje wirusów, ponieważ zarządzanie nimi jest scentralizowane. Co więcej, w wirtualnym środowisku można także zastosować scentralizowane systemy IDS i IPS.

Grzegorz Kacprzak, Webtel: Jakie są koszty licencji klienta VMware View z systemem operacyjnym Microsoftu?

Tomasz Krajewski, VMware: To pytanie należałoby skierować do przedstawiciela Microsoftu, gdyby był z nami.

Grzegorz Kacprzak, Webtel: Czy w związku z tym VMware pracuje nad platformą eliminującą system operacyjny, takie pogłoski pojawiają się w Internecie.

Tomasz Krajewski, VMware: VMware ma politykę nie ujawniania informacji o produktach niedostępnych w sprzedaży.

Grzegorz Kacprzak, Webtel: Jeśli chcemy wykorzystać jako urządzenia dostępowe stare pecety, czy trzeba w nich instalować system operacyjny?

Tomasz Krajewski, VMware: Jeśli chcemy wykorzystać stare pecety, mamy kilka wyjść. Można wykorzystać licencję OEM na Windows, jeśli firma posiada takową. Poza tym klient View występuje też w dwóch wersjach do Linuksa. Pierwsza jest dostępna na licencji OEM tylko dla dostawców, którzy oferują urządzenia typu cienki klient z systemem Linux. Druga wersja to, tzw. open client rozwijany przez kilku zapalonych programistów. Ta wersja nie obsługuje protokołu PCoIP, ponieważ ten protokół nie jest własnością VMware i nie mogliśmy udostępnić im kodu źródłowego. Poza tym dostawcy cienkich klientów oferują bootowalne płyty CD, które zmieniają starego peceta w terminal. Taka płyta kosztuje ok. 20 dolarów na komputer i umożliwia korzystanie z protokołu PCoIP. Dla systemu zarządzania taki komputer będzie widoczny jako cienki klient i można nim będzie zarządzać z centralnej konsoli. Warto też dodać, że z komputerów można wyjąć twarde dyski, a start systemu może się odbywać nie tylko z płyty CD, ale także z pamięci USB.

Stefan Szyszko, PIU: Widzę tu ewidentny konflikt interesów ze wszystkimi dostawcami produktów desktopowych. W efekcie wdrażanie wirtualizacji desktopów może być nieopłacalne, dopóki z tymi dostawcami oprogramowania na stacje robocze, np. z Microsoft, nie wypracuje się nowych modeli jego licencjonowania.

Andrzej Kontkiewicz, VMware: Podobnie mówiło się w kontekście serwerów. Kiedy VMware wchodził z tą technologią na rynek, powszechna była opinia o konflikcie z producentami serwerów. Konsolidacja serwerów miała spowodować spadek ich sprzedaży, tymczasem okazało się, że wirtualizacja napędza sprzedaż mocnych, wieloprocesorowych serwerów, których wcześniej nikt nie chciał kupować.

Tomasz Krajewski, VMware: W tym kontekście ciekawe jest to, że generalnie sprzedaż desktopów maleje niezależnie od oferowanej przez nas technologii, a bardzo szybko rośnie sprzedaż notebooków. W efekcie w Stanach bardzo często firmy pozwalają swoim pracownikom na korzystanie z własnych notebooków. Pracownik może kupić sobie dowolny sprzęt, musi tylko zgodzić się na jeden warunek – czynności służbowe będzie wykonywał w oparciu o wirtualny desktop, który firmowy dział IT ma pod swoją kontrolą, zabezpiecza go, tworzy kopie zapasowe. W ten sposób środowisko pracy jest zabezpieczone, a użytkownik ma dużą swobodę – w lokalnym systemie operacyjnym może instalować dowolne programy, gry czy przechowywać filmy. Dlatego wirtualizacji desktopów niekoniecznie musi doprowadzić do spadku sprzedaży komputerów.

Grzegorz Kacprzak, Webtel: Jeśli powstaną zagrożenia potrafiące wykorzystać połączenie między pecetem a wirtualnym desktopem do rozprzestrzeniania się, ta polityka się zmieni.

Miłosz Brzozowski, Comarch: Właśnie wirtualizacji pozwala zablokować takie połączenie. Poza tym podobne zarzuty można wysunąć pod kątem korzystania z klasycznych desktopów.

Grzegorz Kacprzak, Webtel: Jak oceniacie panowie szansę na konkurowanie z Microsoftem na rynku wirtualizacji desktopów? Ten producent jest na tyle duży, żeby przygotować własne rozwiązanie do wirtualizacji desktopów i jeszcze dokładać do niego bezpłatne licencje na system operacyjny. Jeśli klient potrzebuje systemu Windows, Microsoft lider na rynku desktopów jest w stanie wygrać z Wami konkurencję cenową, nawet jeśli jego rozwiązanie będzie gorsze.

Tomasz Krajewski, VMware: Posłużę się analogią. Jeśli ktoś chce kupić tani samochód, który po prostu jeździ, może wybrać coś z niższej półki. Jeśli jednak ktoś szuka niezawodnej maszyny z pełnym wyposażeniem, musi za nią zapłać. Dokładamy starań, żeby taka relacja była pomiędzy Microsoft Hyper-V a VMware vShpere i do tej pory nam się to udaje.

Rafał Janus, Virtualfocus: Istotnym elementem VMware View jest protokół zdalnego dostępu PCoIP. Proszę powiedzieć, jakie daje on możliwości, z jakich aplikacji można zdalnie korzystać i jak wypada na tle konkurencji?

Tomasz Krajewski, VMware: Obok funkcji zarządzania protokół zdalnego dostępu jest jednym z dwóch najważniejszych elementów wirtualizacji desktopów, ponieważ jego wydajność przekłada się bezpośrednio na komfort pracy użytkowników. Protokół PCoIP nie został wymyślony przez VMware. Wersja programowa tego protokołu powstała we współpracy z mało znaną w Polsce firmą Teradici, która go wymyśliła i oferowała sprzętową implementację. PCoIP służy do wydajnego przesyłania na odległość wysokiej rozdzielczości obrazu i dźwięku. Jego implementacja w VMware View 4 była bardzo ważna, ponieważ wcześniejszym wersjom naszego produktu zarzucano, że wprawdzie wszystko dobrze działa, ale stosowany protokół RDP nie sprawdza się dobrze w wielu rozwiązaniach.

Co do wymagań protokołu PCoIP, wykorzystuje on tyle przepustowości, ile ma dostępne. PCoIP dostosowuje jakość wyświetlanego obrazu do szybkości łącza. Przy 15 Mbit/s możemy już oglądać film w pełnej rozdzielczości HD. Porównanie jego wydajności z innymi protokołami zdalnego dostępu pod kątem obciążenia sieci jest trudne, ponieważ PCoIP dostosowuje się do istniejących warunków, próbując maksymalizować jakość wyświetlanego obrazu. A to prowadzi do większego obciążenia sieci.

Grzegorz Kacprzak, Webtel: Czy PCoIP wykorzystuje oddzielne kanały do przesyłania obrazu i dźwięku?

Tomasz Krajewski, VMware: Tak, są to tzw. wirtualne kanały. Jednym kanałem jest przesyłany obraz i dźwięk. W tym kanale dane są przesyłane z wykorzystaniem protokołu UDP. Drugi kanał jest odpowiedzialny za mapowanie zdalnych urządzeń, czyli podłączonych pamięci USB czy drukarek. W tym kanale zastosowano protokół TCP.

Grzegorz Kacprzak, Webtel: Czy dźwięk jest przesyłany w obie strony, np. po podłączeniu do stacji końcowej mikrofonu?

Tomasz Krajewski, VMware: Oficjalnie dwustronne audio nie jest wspierane przez protokół PCoIP, ale czasami działa. Trzeba to przetestować w środowisku laboratoryjnym, ale należy pamiętać, że oficjalnie nie jest to rozwiązanie wspierane.

Andrzej Kontkiewicz, VMware: Jest jeszcze jedna ciekawa rzecz, jeśli chodzi o przesyłanie obrazu. PCoIP progresywnie poprawia jakość obrazu – jest to taki sam efekt, jak było dawniej z wyświetlaniem grafiki w formacie GIF. Dzięki temu przy wolniejszych łączach użytkownik od razu widzi obraz na ekranie, który z każdą chwilą staje się coraz wyraźniejszy. Dotyczy to przede wszystkim wyświetlania złożonych obrazów, np. zdjęć.

Rafał Janus, Virtualfocus: Czy protokół PCoIP daje użytkownikom możliwość konfiguracji, np. jakości wyświetlanego obrazu?

Tomasz Krajewski, VMware: Przyjęto założenie, że użytkownik dostaje gotowe rozwiązanie, w którym sam nie może niczego zmieniać. Oczywiście, jest możliwość konfiguracji protokołu PCoIP, ale odbywa się to centralnie i takie uprawnienia ma tylko dział IT. Administrator może określić maksymalne pasmo dla protokołu PCoIP, itp.

Co ciekawe, w PCoIP zastosowano mechanizm Host Base Rendering, co oznacza, że cały obraz jest renderowany w serwerowni i dopiero przesyłany do urządzeń końcowych. Dzięki temu obraz jest zawsze poprawnie wyświetlany. W konkurencyjnych rozwiązaniach można znaleźć funkcję Multimedia Redirection, która niektóre elementy obrazu, np. animacje Flash, przesyła w oryginalnym formacie do urządzenia końcowego i ten fragment obrazu jest renderowany lokalnie. Ma to pewne wady, ponieważ urządzenia końcowe muszą mieć zaimplementowane funkcje renderowania przesyłanego obrazu. W przeciwnym razie te fragmenty obrazu nie zostaną wyświetlone.

Rafał Janus, Virtualfocus: Czy renderowanie po stronie serwera oznacza, że trzeba go wyposażyć w solidną kartę graficzną?

Tomasz Krajewski, VMware: Nie, ale jeśli chcemy, np. odtworzyć film w HD, musimy maszynie wirtualnej zapewnić odpowiednią moc obliczeniową do rozkodowania tego filmu. Co istotne, platforma wirtualizacyjna ma wbudowane odpowiednie mechanizmy do przydzielania maszynom wirtualnym określonych zasobów, co pozwala uniknąć „skonsumowania” przez jedną maszynę wirtualną znacznej części mocy obliczeniowej serwera. Ogólnie, dostępne są te wszystkie mechanizmy zarządzania pulami zasobów, które znamy z platformy vSphere.

Jacek Bochenek, COIG: Wspomniał Pan, że PCoIP nie jest produktem VMware. Czy w związku z tym nie ma zagrożenia, że protokół ten za parę lat zostanie zastąpiony innym protokołem, a wtedy zakupione dzisiaj terminale staną się bezużyteczne w tym środowisku?

Tomasz Krajewski, VMware: Na horyzoncie nie widać nic innego poza trzema protokołami: PCoIP, ICA oraz RDP. Poza tym przeważnie jest tak, że terminale obsługują kilka protokołów.

Andrzej Kontkiewicz, VMware: Takiego zagrożenia nie ma. VMware zdecydował się na ten protokół, ponieważ oferuje on bardzo duże możliwości i jesteśmy zdecydowani, żeby z niego korzystać.

Jacek Bochenek, COIG: Dlaczego VMware nie zadziałał w taki sposób, jak inne firmy z branży IT, po prostu przejmując Teradici wraz z technologią?

Andrzej Kontkiewicz, VMware: Teradici w swoim portfolio ma jeszcze rozwiązania sprzętowe. Natomiast my wykorzystujemy programową wersję protokołu PCoIP, którą stworzyliśmy we współpracy z nimi.

Rafał Janus, Virtualfocus: Czy, jeśli pominąć kwestie finansowe, coś by panów powstrzymywało przed wdrożeniem wirtualizacji desktopów?

Grzegorz Kacprzak, Webtel: Nic, ja z chęcią wdrożyłbym w swojej firmie takie rozwiązanie.

Rafał Janus, Virtualfocus: Dziękujemy wszystkim za udział w spotkaniu.

PODZIEL SIĘ

BRAK KOMENTARZY

ZOSTAW ODPOWIEDŹ